Full Contact BA – Kingpin
Dawno nic nie wrzucałem na bloga, ale akurat nadarzyła się świetna okazja. W moje ręce wpadły wszystkie wersje Full Contact – czyli American Barleywine leżakowanego w czterech różnych beczkach.
Amerykańskie Barleywine lubię bardzo, bo zwyczajnie pasuje mi połączenie pełni, wyraźnej słodowości i biszkoptowości z mocną goryczką, a czasem nawet lekko wyczuwalnymi cytrusami 😉
W sytuacji gdzie takie piwa są jeszcze leżakowane w beczkach po różnych, mocnych trunkach, ślinka mi cieknie sama. W zestawieniu jakie tu mamy są piwa leżakowane w beczkach po Porto, Bourbonie, Sherry i mocno torfowym Whisky. Szkoda tylko, że nie mam podstawki (o ile w ogóle jest jeszcze w sprzedaży), bo chętnie porównałbym wersje beczkowe właśnie do niej.
Jak już wcześniej wspomniałem, Full Contact to American Barleywine uwarzone przez browar Kingpin, ale to widać od razu – ciężko nie poznać charakterystycznych dla Kingpina Świń na etykietach 😉
Każda wersja ma takie same parametry – 24,5 BLG oraz 10% zawartości alkoholu, czyli całkiem nieźle jak na Barleywine. Można spodziewać się ciała i co najmniej rozgrzewania w przełyku, chociaż leżakowanie w beczkach mogło ukryć i taką zawartość alkoholu. Zobaczymy 😉
Zacznijmy więc od Full Contact leżakowego w beczce po Porto, aczkolwiek kolejność jest zupełnie przypadkowa.
Jak można było się spodziewać piwo jest intensywne, pełne, wyraźnie słodowe i biszkoptowe. Alkohol raczej jest niewyczuwalny, poza lekkim rozgrzewaniem w przełyku – czyli póki co zgodnie z przewidywaniami. Beczka dała posmak czerwonych winogron i trochę suszonych owoców. Da się również wyczuć melasowość, nawet lekką ciasteczkowość. Goryczka na szczęście jest wyraźna, ale nie dominująca.
Wersja leżakowana w beczce po Bourbonie wydaje się być słodsza, a i goryczka jest wyraźniejsza. Czuć wanilie, słodkie biszkopty i maślane ciastka. Gdzieś tam majaczy marcepan, melasa, ale również nieco czerwonych owoców. Całość wydaje się być zarówno słodsza jak i bardziej gorzka niż piwo leżakowane w beczce po Porto.
Full Contact leżakowane w beczce po Sherry bardzo przypomina tego z beczki po Porto. Wyraźnie owoce czerwone i suszone. Winogrona, wiśnie, może trochę śliwek. Słodowość i biszkoptowość jak zawsze dość wyraźne, tak jak i goryczka.
Na koniec zostaje Barleywine wyleżakowany w beczce po torfowym Whisky i tu można się spodziewać czegoś zupełnie innego niż w poprzednich wersjach ze względu właśnie na tą torfowość. No i tak właśnie jest, wpływ beczki zupełnie odróżnia to piwo od reszty. Nie czuć tu zupełnie owoców, nawet suszonych. Wędzonka aż bucha z tego piwa i wyraźnie dominuje. Bandaże i spalone kable w połączeniu z mocną słodowością i maślanymi ciastkami tworzą bardzo ciekawe połączenie. W dodatku ta wersja wydaje mi się najsłodsza ze wszystkich.
Nie owijając zbytnio w bawełnę – która wersja jest najlepsza? Nie wiem. Wiem za to, że najbardziej smakowała mi ta leżakowana w beczce po Bourbonie, chociaż dzielnie goni ją Porto. Najmniej podeszła mi ta z beczki po Whisky – chyba ze względu na słodycz. Jednocześnie właśnie ta wersja była najbardziej charakterystyczna, a wpływ beczki najbardziej wyraźny.
Ogólnie wszystkie cztery piwa to kawał porządnej roboty i fajnie było ich spróbować. Polecam też Wam zrobić sobie takie porównanie, ale polecam też robić to w minimum dwie, a najlepiej w trzy albo i cztery osoby 😀