Jedna Bojowa Świnia w czterech szatach – czyli wszystkie wersje Full Contact w jednym miejscu!

Full Contact BA – Kingpin

DSC_2943-6

Dawno nic nie wrzucałem na bloga, ale akurat nadarzyła się świetna okazja. W moje ręce wpadły wszystkie wersje Full Contact – czyli American Barleywine leżakowanego w czterech różnych beczkach.

Amerykańskie Barleywine lubię bardzo, bo zwyczajnie pasuje mi połączenie pełni, wyraźnej słodowości i biszkoptowości z mocną goryczką, a czasem nawet lekko wyczuwalnymi cytrusami 😉

W sytuacji gdzie takie piwa są jeszcze leżakowane w beczkach po różnych, mocnych trunkach, ślinka mi cieknie sama. W zestawieniu jakie tu mamy są piwa leżakowane w beczkach po Porto, Bourbonie, Sherry i mocno torfowym Whisky. Szkoda tylko, że nie mam podstawki (o ile w ogóle jest jeszcze w sprzedaży), bo chętnie porównałbym wersje beczkowe właśnie do niej.

DSC_4908-9

Jak już wcześniej wspomniałem, Full Contact to American Barleywine uwarzone przez browar Kingpin, ale to widać od razu – ciężko nie poznać charakterystycznych dla Kingpina Świń na etykietach 😉

Każda wersja ma takie same parametry – 24,5 BLG oraz 10% zawartości alkoholu, czyli całkiem nieźle jak na Barleywine. Można spodziewać się ciała i co najmniej rozgrzewania w przełyku, chociaż leżakowanie w beczkach mogło ukryć i taką zawartość alkoholu. Zobaczymy 😉

DSC_2926-2

Zacznijmy więc od Full Contact leżakowego w beczce po Porto, aczkolwiek kolejność jest zupełnie przypadkowa.

Jak można było się spodziewać piwo jest intensywne, pełne, wyraźnie słodowe i biszkoptowe. Alkohol raczej jest niewyczuwalny, poza lekkim rozgrzewaniem w przełyku – czyli póki co zgodnie z przewidywaniami. Beczka dała posmak czerwonych winogron i trochę suszonych owoców. Da się również wyczuć melasowość, nawet lekką ciasteczkowość. Goryczka na szczęście jest wyraźna, ale nie dominująca.

DSC_2932-4

Wersja leżakowana w beczce po Bourbonie wydaje się być słodsza, a i goryczka jest wyraźniejsza. Czuć wanilie, słodkie biszkopty i maślane ciastka. Gdzieś tam majaczy marcepan, melasa, ale również nieco czerwonych owoców. Całość wydaje się być zarówno słodsza jak i bardziej gorzka niż piwo leżakowane w beczce po Porto.

DSC_2928-3

Full Contact leżakowane w beczce po Sherry bardzo przypomina tego z beczki po Porto. Wyraźnie owoce czerwone i suszone. Winogrona, wiśnie, może trochę śliwek. Słodowość i biszkoptowość jak zawsze dość wyraźne, tak jak i goryczka.

DSC_2934-5

Na koniec zostaje Barleywine wyleżakowany w beczce po torfowym Whisky i tu można się spodziewać czegoś zupełnie innego niż w poprzednich wersjach ze względu właśnie na tą torfowość. No i tak właśnie jest, wpływ beczki zupełnie odróżnia to piwo od reszty. Nie czuć tu zupełnie owoców, nawet suszonych. Wędzonka aż bucha z tego piwa i wyraźnie dominuje. Bandaże i spalone kable w połączeniu z mocną słodowością i maślanymi ciastkami tworzą bardzo ciekawe połączenie. W dodatku ta wersja wydaje mi się najsłodsza ze wszystkich.

DSC_2916-1

Nie owijając zbytnio w bawełnę – która wersja jest najlepsza? Nie wiem. Wiem za to, że najbardziej smakowała mi ta leżakowana w beczce po Bourbonie, chociaż dzielnie goni ją Porto. Najmniej podeszła mi ta z beczki po Whisky – chyba ze względu na słodycz. Jednocześnie właśnie ta wersja była najbardziej charakterystyczna, a wpływ beczki najbardziej wyraźny.

DSC_2950_u-8

Ogólnie wszystkie cztery piwa to kawał porządnej roboty i fajnie było ich spróbować. Polecam też Wam zrobić sobie takie porównanie, ale polecam też robić to w minimum dwie, a najlepiej w trzy albo i cztery osoby 😀

Wielki powrót AleBrowaru? Na to wygląda :)

New England DDH DIPA – AleBrowar

DSC_8224_b_blog

Większość z Was doskonale zna AleBrowar, czy to ze względu na to, że piwnym rzemiosłem interesujecie się już od dawna, czy przez wzgląd na szeroką dystrybucję ich piw, chociażby w dyskontach. Dla tych, którzy z jakiegoś powodu nie znają opiszę Wam o co tu chodzi. Jest to browar, który przyczynił się do powstania i rozwoju piwnego kraftu w Polsce i o ile przez długi czas byli w ścisłej czołówce na tym rynku, to gdzieś po drodze dla tych bardziej zatwardziałych beergeeków troszkę zniknęli. Jednocześnie z browaru kontraktowego stali się browarem rzemieślniczym z prawdziwego zdarzenia i przenieśli się na swoje gary. W takiej sytuacji, aż prosiło się o jakąś małą rewolucję i w końcu doczekaliśmy się 😉 AleBrowar mocno uderzył w marketing, ale to przecież nie wszystko. Bo oto powstały dwa piwa, które ja uznaję za baaardzo udany powrót do serc piwnych świrów – seria podwójnie chmielonych na zimno, mocnych piw w stylu New England Double IPA. Damn, that sounds gooood! W Internecie po prostu zawrzało, spore niedowierzanie dużej grupy hopheadów zamieniło się w zachwyt, a piwa rozeszły się w mig! Trend Double Dry Hoppingu na zachodzie znany już od jakiegoś czasu, między innymi dzięki AleBrowarowi wbił się na rodzimy rynek z hukiem i pozamiatał. Możecie sobie oczywiście pomyśleć, że to nic takiego, ludzie się przyzwyczają i w końcu będzie to swego rodzaju standard. Tak, będziecie mieli rację, w końcu to normalna kolej rzeczy. Jednak w tym wypadku liczy się kto był pierwszy, a nawet bardziej – kto zrobił przy okazji największe zamieszanie. AleBrowar rozegrał sprawę koncertowo i domyślam się, że cała kasa włożona w marketing już dawno w całości się zwróciła, a już na pewno życzę im żeby tak było 😉

sdr

No dobra, ale do rzeczy – w serii New England DDH DIPA AleBrowar uwarzył póki co dwa piwa – z chmielami Citra i Galaxy oraz Mosaic i Simcoe. Ja postanowiłem sprawdzić oba te piwa razem i dodam, że na pierwszy rzut w ogóle się nie załapałem 😀 Przyszło mi trochę poczekać, ale myślę że było warto.

Obaj dzisiejsi bohaterowie uwarzeni zostali w Lęborku, mają 20 stopni Plato i 8,9% objętości alkoholu, a do tego mają zajebiste etykiety. Część z Was, którzy w ogóle przeszli przez przydługi wstęp, pewnie mogą się teraz poklepać w głowę, co to w tych etykietach jest takiego super. Z mojej perspektywy wygląda to tak – są spójne, estetyczne, miłe dla oka, a na zdjęciach wychodzą kozacko. I napisy się świecą pod światło 😀 Tylko tyle i aż tyle. To teraz po kolei, małe co nieco o samych piwach 😊 (w końcu!).

Citra + Galaxy – z datą ważności na etykiecie 21.06.2019, niefiltrowane i niepasteryzowane.

DSC_8252_b_blog

Jak na New Englanda przystało piwo jest fest mętne, żółte, a to akurat bardzo mi się pieniło. Aromat przywitał mnie słodkimi pomarańczami, później grejpfrutami i lekką cytrynką. Gdyby to było wszystko, byłbym trochę zawiedziony. Na szczęście nie było 😀 Zaraz za cytrusami przyszedł czas na zapachy, które mi kojarzą się z gorącym latem na plaży – brzoskwinia, liczi i ananas. No prawdziwa multiwitamina po ogrzaniu. Bardzo fajnie, intensywnie – jednak nie aż tak żeby po otwarciu butelki zwaliło mnie z nóg.

DSC_8243_b_blog

Piwo jest bardzo gładkie, soczyste fest i bardzo pijalne. Latem pewnie bym je wypił zanim bym zdążył do końca wlać do szklanki ;D Z początku wyraźniejsze wydały mi się cytrusy, jednak po ogrzaniu owoce tropikalne przejęły pałeczkę. Bardzo soczkowe, z zupełnie niewyczuwalnym alkoholem. Na szczęście była też w miarę wyraźna goryczka, bo trochę bałem się, że może jej zabraknąć. BDB!

Simcoe + Mosaic – z datą ważności na etykiecie 23.07.2019, niefiltrowane i niepasteryzowane.

DSC_8261_b_blog

To piwo z kolei jest trochę ciemniejsze, również mętne, ale z wymuszoną pianą. No i tutaj aromat już zwalił mnie z nóg! Baaardzo wyraźny, intensywny, chmielowy. Sporo trawiastości (przez chwilę myślałem, że może po prostu taki granulowaty, ale nie, ten jest zdecydowanie przyjemny), takich zielonych klimatów, a wraz z nimi dużo cytrusów. Poważnie, aromat w tym piwie jest dużo bardziej wyraźny niż w poprzednim, aż mnie trochę przytkało. Mnóstwo pomarańczy i grejpfrutów, a później również mango i ananas. Jakbym nie wiedział, że to piwo to bym powiedział, że na bank sok!

DSC_8237_b_blog

Smak również nie zawodzi – gładziutkie, soczyste fest, pijalne również, owocowa bomba. Jest też ta trawiastość z aromatu, są cytrusy, ale już bardziej multiwitamina, brzoskwinie, mango, liczi i ananaski. Alkoholu również nie czułem, za to goryczka wydała mi się jeszcze bardziej wyraźna, a dla mnie to akurat bardzo dobrze, bo lubię. No i charakteru nadaje fajnego. Dla mnie BDB++++!

DSC_8227_b_blog

Krótko podsumowując: brawo AleBrowar, brawo Michał Saks! Dwa bardzo dobre piwa, a mam szczerą nadzieję, że w tej serii pojawi się ich więcej (może Citra+Mosaic? 😀 ). Mi bardziej do gustu przypadła wersja Simcoe + Mosaic, ale oba są zdecydowanie warte wypicia 😊

Górskie tułaczki i wiele pytań, na które odpowiedź uwarzył Browar Stu Mostów.

WRCLW Barley Wine Porto & Bourbon Double BA – Browar Stu Mostów

DSC_5903_b_blog

Wypad w góry to świetna okazja do zrobienia fajnych zdjęć. W polskich Karkonoszach jest pęknie, więc to pewniak. Ja zdecydowałem się to wykorzystać i wziąłem ze sobą wyjątkowe piwo – uwarzone przez Browar Stu Mostów Barley Wine leżakowane w beczkach po Porto i Bourbonie – z serii WRCLW. Oczywiście piękne plenery i chęć obfotografowania butelki nie były jedynym powodem, dla którego zdecydowałem się nieść ze sobą butelkę i szkło. Po długiej, górskiej wędrówce, a nawet w jej trakcie, nic tak nie pomaga w odpoczynku jak zatrzymanie się na dłuższą chwilę w pięknych okolicznościach przyrody i spokojne wypicie pysznego piwa z bliską Wam osobą. W takich warunkach każde piwo już na starcie dostaje fory 😉

Aha, no i są mosty 😉

DSC_5913_b_blog

Wspomniane piwo to nie jest jakiś tam leszczyk z podwórka i ma swoją siłę i moc, a w dodatku w niejednej beczce był, więc tu nie ma miejsca na żarty. Mamy tu do czynienia z osobnikiem o ekstrakcie na poziomie 24,7 blg oraz o 9% zawartości alkoholu. Ponad to piwo długo leżakowało w beczce po Porto i Bourbonie. Wygląda ciekawie, prawda? 😉 Jednak ciekawość to jedno, ale mam też swoje obawy. Przede wszystkim – czy jest sens leżakować piwo w dwóch beczkach po różnych alkoholach? Czy kolejność leżakowania ma tu znaczenie? Czy jedna beczka nie przykryje drugiej? Jak widzicie, w mojej głowie pojawiło się sporo pytań, więc jeżeli i Wy macie podobne, to zapraszam Was dalej, postaram się rozwiać parę wątpliwości na przykładzie WRCLW Barley Wine Porto & Bourbon Double BA.

DSC_5881_b_blog

Na początek jednak małe wyjaśnienie co w ogóle leżakowanie w wspomnianych beczkach powinno do piwa wnieść. Tutaj pozwolę sobie zacytować bezpośrednio Browar Stu Mostów:

Tawny Porto nadaje piwu lekkiej winnej kwaskowatości, głębokiego aromatu czerwonych owoców – jeżyn, wiśni i malin, przypraw – takich jak cynamon i goździk. Beczki po Bourbonie wprowadzają intensywne waniliowe aromaty, wzbogacane kokosem i przyprawami korzennymi.

Jest to jedynie wycinek obszernego tekstu na temat tego piwa, do którego lektury serdecznie Was zapraszam, o tu: https://100mostow.pl/wrclw-barley-wine-porto-and-bourbon-double-b-a-2017/#confirm

DSC_5945_b_blog

Zanim jednak przejdziemy do sprawdzania co przyniosło leżakowanie w beczkach, warto się temu piwu przyjrzeć. Buteleczka 0,33 l, z tradycyjną dla serii WRCLW etykietą, bardzo estetyczną zresztą. Piwo samo w sobie ma kolor bursztynu i jest leciutko zmętnione, natomiast po nalaniu nie było w ogóle piany.

DSC_6636_b_blog

Po otwarciu butelki jednak od razu dało się poczuć, że będzie się sporo działo. No i tak też było. Poza standardową dla barley wine wyraźną słodowością, pierwsze skrzypce chyba zagrały tu suszone owoce, gonione przez aromaty winne i całkiem sporo wanilii. Po jakimś czasie doszedł lekki kokos, trochę świeżych winogron i wiśni. Ogólnie całość dość intensywna i słodka. Bardzo przyjemnie się wąchało to piwo, zwłaszcza w takich warunkach przyrody 😉

Smak w zasadzie potwierdza to co dało się odczuć nosem, aczkolwiek jest nieco mniej intensywny. Jest wyraźna podbudowa słodowa, są suszone owoce i wanilia, lekkie winko, a i taniny też trochę dały o sobie znać. Przypraw korzennych nie wyczułem, za to na pewno można powiedzieć, że to piwo dla lubiących słodycze. Nie jest jednak oblepiające. Generalnie fajny balans. Co więcej, tych 9% alkoholu też nie czuć, a to z kolei jest zdradliwe, zwłaszcza że mimo swojej pełni, piwo zniknęło ze szklanki dość szybko 😉

cof

No to jak to jest w końcu z tymi beczkami? Według mnie w większości dostałem to co Browar obiecał na swojej stronie i zarówno udział beczki po Porto jak i Bourbonie dało się tu bez problemu wyczuć. Czy któraś beczka była wyraźniejsza? Wydaje mi się, że minimalnie Porto miało większy wpływ na to piwo niż Bourbon, jednak żeby w 100% stwierdzić musiałbym spróbować tego samego piwa leżakowanego oddzielnie w obu beczkach. To wszystko doprowadziło mnie do jednego wniosku – tak, warto leżakować piwo w więcej niż jednej beczce i fajnie może to zagrać, jeżeli jest zrobione z głową. WRCLW Barley Wine Porto & Bourbon Double BA może być tego przykładem. Mi osobiście bardzo posmakowało i tylko zachęciło do dalszego zgłębiania tematu piw leżakowanych w wielu beczkach. Zdrówko!

 

Mocarne piwo, za którego stworzeniem stoi masa pracy i wielkie serca – Gerda od Browaru Spółdzielczego.

Gerda – Browar Spółdzielczy

DSC_2816_b-2_blog

Z tym piwem czekałem trochę na specjalną okazję, bo jest to piwo wyjątkowe. I to nie tylko ze względu na fakt, że jest wymrażane, mocne, pyszne itp. Itd., ale przede wszystkim ze względu na to jak to się w ogóle stało, że możemy je pić.

DSC_3020_b_blog

Browar Spółdzielczy, to jak sama nazwa wskazuje inicjatywa właśnie spółdzielcza, a konkretnie browar, który działa w ramach Spółdzielni Socjalnej DALBA, która zrzesza osoby niepełnosprawne umysłowo i z chorobami psychicznymi.  Autorami obu inicjatyw są Agnieszka Dejna oraz Janusz Golisowicz. Już sam fakt, że browar działa w ramach spółdzielni jest raczej niespotykany, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że w browarze pracują osoby niepełnosprawne. Tylko, że to nie jest tak, że wykonują zupełnie nieznaczące prace. Nic z tych rzeczy. Każde wypuszczane przez Browar Spółdzielczy piwo tworzone jest w pełni przez cały zespół Browaru i w produkcji każdej kropli naszego ulubionego napoju „maczają” swoje palce zarówno Agnieszka i Janusz oraz niepełnosprawni pracownicy. No i to jest warte podkreślenia bo dla tych chłopaków to jest ogromna szansa na lepsze życie, na rozwój, na zawieranie nowych znajomości i generalnie otwarcie na świat. Jak dla mnie to jest super sprawa. No i widać po efektach, że jest to świetna droga, którą warto podążać 😉 Oczywiście każda osoba ma swoje zadania, ale z tego co zrozumiałem  z wywiadu przeprowadzonego z Agnieszką oraz Januszem przez Przemka Iwanka z podcastu Alchemia (tu macie link na FB, a tam będzie reszta – https://www.facebook.com/podcastalchemia), chłopaki są w pełni zdolni do samodzielnego warzenia 😊

DSC_2760_b_blog

No to może przejdźmy do efektów, a w tym wypadku konkretnie do czwartego z kolei wymrażanego piwa z Browaru Spółdzielczego, którym jest Ice RIS z dodatkiem wanilii – Gerda o woltażu na poziomie 15,8 % objętości alkoholu… no jest sporo 😀 Jak każda wymrażanka ze Spółdzielczego butelki tych piw zdobione są haftowanymi etykietami, które robią piorunujące wrażenie. Ta srebrna nić jest po prostu genialna i bardzo żałuję, że nie umiem Wam tego przekazać poprzez zdjęcia. Na polskim rynku innych takich etykiet nie znajdziecie. Samo piwo jest czarne, oleiste i gęste, ale po nalaniu raczej nie uświadczymy piany.

DSC_3885_b_blog

Aromat to prawdziwa bomba! Mnóstwo zapachów przeplata się tu ze sobą tworząc fajną całość. Na pewno czuć przyjemną paloność, ciemny chleb, przypieczoną skórkę, a nawet i pumpernikiel. Poza tym jest dość słodko, a dominuje tu cała masa czekolady, cukierki i ciastka czekoladowe, generalnie czekolada w najróżniejszej postaci. Taki trochę likier czekoladowy może nawet 😉 Czuć też wanilię, a gdzieś tam w tle chyba ukrywa się kokos ;D Alkohol raczej znikomy.

DSC_2935_b_blog

W smaku jest słodko, ale jednak trochę mniej. Generalnie jest tu powtórka z aromatu, więc mamy wyraźną, przyjemną paloność, mamy czekoladę w najróżniejszej postaci, jest również wanilia, a zamiast kokosa nieśmiało pojawia się kawa. Goryczka też jest wyraźna i jest bardzo fajną kontrą dla słodyczy. Alkohol jedynie przyjemnie rozgrzewa przełyk, a mamy tu przecież sporą liczbę procentów. To piwo jest mega intensywne, dzieję się tu bardzo dużo na raz i o ile można pewnie je sieknąć na raz, to ja jednak polecam się nim powoli delektować. To pozwala cieszyć się tymi wszystkimi aromatami i smakami i docenić ilość pracy jaka musiała zostać włożona w stworzenie tak dobrego piwka 😉 Jak dla mnie jest mega i nie żałuję ani złotówki wydanej na tą butelkę. Mam nadzieję cała ekipo Browaru Spółdzielczego, że jesteście dumni ze swojego dzieła 😉 Szanuje fest!

 

Ten uczuć, kiedy odnajdziesz piwo, o którym już dawno zapomniałeś, że w ogóle je masz…;D

Łódź i Młyn Bowmore BA – Piwoteka & De Molen

DSC_3241_b_fb

Kiedyś wyszła fajna kooperacja Browar Piwoteka oraz Brouwerij de Molen – RIS z jarzębiną, czyli Łódź i Młyn. Podstawka była bardzo dobra, a później wyszły jeszcze wersje leżakowane w beczkach: po sherry i po whisky Bowmore. Kupiłem obie, a ta po sherry wywaliła mnie z kapci.

Natomiast o tym, że kupiłem oba piwa po jakimś czasie zupełnie zapomniałem ;D No i ostatnio robiąc porządki w szafce z pustymi (!) butelkami podniosłem jedną z nich na ślepo, a tu się okazuje, że jest pełna. Normalnie jakbym dostał prezent 😀 Polecam czasem zgubić na jakiś czas butelkę piwa, radość z jej odnalezienia po dłuższym czasie jest co najmniej spora 🙂

DSC_3244_b_fb

No dobra, ale do rzeczy. Piwo oczywiście jest czarne i nieprzejrzyste, piany też za dużej nie ma, jest bardzo drobniutka i szybko znika.

Aromat już od otwarcia powala. Jest bardzo intensywny, jest bardzo dużo wanilii, marcepanu i migdałów. Mamy też intensywną czekoladę, może nawet czekoladowe praliny i wszystko idzie raczej w słodką stronę. Poza tym czuć trochę suszonych owoców i leciutką kwaskowość, ale to chyba zasługa jarzębiny. Alkoholu zupełnie nie czuć, a mamy tu prawie 14% :O

sdr

Łódź i Młyn Bowmore BA jest bardzo pełne, ale w końcu ekstrakt na poziomie 29,7 stopni plato zobowiązuje 😉 Smak jest bardzo intensywny i dzieje się tu sporo, aczkolwiek główne skrzypce gra oczywiście beczka. Zaraz pod nią czuć czekoladę, czekoladowe ciastka, są i migdały oraz trochę suszonych owoców. Nie jest już tak słodko jak w aromacie i dochodzi bardzo konkret goryczka. Alkohol jedynie rozgrzewa leciutko przełyk, a poza tym jest świetnie ukryty.

DSC_3346_b_fb

Bardzo dobre piwo, chociaż wersja leżakowana w beczce po sherry bardziej mi smakowała 😉 Piwo zdecydowanie do powolnego sączenia i delektowania się, bo jest czym 🙂

 

Pan Kierownik zmierza pewnym krokiem na zakład! Norma wyrobiona? Oby…

Pan Kierownik – Browar Zakładowy

DSC_3166_b_blog

Tak się fantastycznie złożyło, że przetrzymałem to piwko jakiś czas i o to, dzięki awansowi, nadarzyła się idealna okazja do jego wypicia 😀 No i powiem Wam, że to po prostu miało tak być, bo jest okazja, jest odpowiednie dla okazji piwo i jest to zajebiste piwo! 😊 Wyprzedzam trochę fakty, więc może wróćmy do początku. Opowiem Wam o pewnym Panu Kierowniku…

DSC_3174_b_blog

Na stanowiska! – wydarł się brygadier Malinowski do pracowników zakładu – zaraz Pan Kierownik zejdzie na kontrolę, przygotować się! Niech mi, któryś tylko coś teraz spartoli, to wnioskował będę o obcięcie pensji!

Tylko skończył zdanie, a na halę szybkim krokiem wszedł Pan Kierownik. Ba! Wparował, aż drzwi trzasnęły. Oj, wkurzony był, nie dobrze, nie dobrze, przeszło Malinowskiemu przez pogrążający się w strachu umysł.

– Malinowski! Melduj, jak norma?! – podniesionym głosem zawołał jeszcze idąc, Kierownik.

– Panie Kierowniku, melduję wykonanie 300% normy! – Odparł brygadier z nadzieją w głosie.

– Ha! – rozpromienił się Pan Kierownik – w takim tempie to Wy i 400% do końca miesiąca zrobicie, Malinowski. Fantastycznie.

No, udało się, pomyślał brygadier, niby surowy, ale jednak trafiłem na tą milszą stronę, oby tylko nie przypomniał sobie o wypad… Nie dokończył myśli bo, Kierownik widząc pojawiający się na twarzy Malinowskiego uśmiech, przypomniał sobie o wypadku, który miał miejsce na zakładzie niedługo przed wizytą Pana Inspektora:

– Malinowski, do mojego biura, natychmiast!

No to teraz dopiero będzie mocny opierdziel, pomyślał brygadier i ciężkim krokiem ruszył za swoim przełożonym.

DSC02072_b_blog

No i tak to jest z tym naszym Panem Kierownikiem, że mocny jest, oj mocny. Jest to Russian Imperial Stout o ekstrakcie 24% wag. i alkoholem na poziomie 9,5% obj. Chmielony amerykańskimi odmianami chmielu – Tomahawk, Chinook, Centennial – ma ok. 95 IBU. Parametry zapowiadają niezły konkret.

Piwo jest czarne i nieprzejrzyste i za bardzo nie ma piany, a to co tam na wierzchu pływa jest malutkie, drobniutkie i jasne 😉

DSC_3214_b_blog

Pan Kierownik w aromacie raczy przede wszystkim bardzo wyraźną i intensywną słodką czekoladą, trochę jakby mleczną, migdałami, orzechami włoskimi, kawą i gdzieś tam w tle majaczącym marcepanem. No delicje, moi drodzy, delicje po prostu! Jak się pewnie domyślacie nasz Pan Kierownik może wydawać się takim słodziakiem, bo w aromacie jest słodko. Kontruje to jednak lekka paloność, za to alkoholu nie czuć w ogóle.

DSC_3179_b_blog

Smak potwierdza doznania zapachowe bo czekolada jest tu na pierwszym planie, słodka, trochę mleczna, ale jednocześnie i gorzka. Za nią migdały, ciastka czekoladowo-orzechowe, może trochę marcepanu. Pojawia się jednak również lekka kwaskowość od ciemnych słodów, wyraźniejsza kawa, paloność i sporo goryczki. No i bardzo dobrze, bo dobrą to robi kontrę dla całej tej słodyczy. Alkoholu natomiast nadal nie czuć, więc trzeba uważać 😉

Jest to piwo bardzo konkretne, o złożonej naturze, łączące w sobie zarówno moc, słodycz, ciemny charakter i świetny balans. Dla mnie jest to świetny RIS.

Zapach pomarańczy w ciepłą noc, pomarańczowy blask księżyca i tajemnicza postać na huśtawce – to właśnie Mysterious Orange IPA od Browaru Maryensztadt

Mysterious Orange IPA – Maryensztadt

DSC_7577_b_blog

Obudził go dziwny, pomarańczowy blask bijący zza okna. Nie był zbyt intensywny, ale przecież jest noc, a Księżyc wyglądał bardzo zwyczajnie kiedy dwie godziny temu kładł się spać. Wstał powoli z łóżka i poszedł do kuchni wyjrzeć przez okno. Księżyc był duży i wyjątkowo pomarańczowy. Spojrzał na leżące na blacie kuchennym pomarańcze i nie mógł pozbyć się wrażenia, że właśnie je dziś Księżyc przypomina najbardziej. To było cholernie dziwne i piękne zarazem. Wrócił szybko do sypialni, włożył krótkie spodenki i t-shirt i zszedł na dół.

DSC_7555_b_blog

Noc była dziś ciepła, a lekki wiaterek jedynie sprzyjał nocnym spacerom. Wziął głęboki wdech orzeźwiającego powietrza i wyszedł przez furtkę kierując się na pobliskie wzgórze. Pamiętał, że przy stojącym tam samotnym drzewie powinna być jeszcze huśtawka, a to właśnie z tego wzgórza Księżyc będzie najlepiej widoczny. Po krótkim spacerze był już blisko i stanął jak wryty. Na huśtawce siedziała kobieta, a jej czarny kształt uwypuklony był przez padający z naprzeciwka pomarańczowy blask. Po chwili jednak jego wzrok przykuło coś innego. Wzgórze pod huśtawką wydawało się mieć kształt twarzy. W dodatku paszcza wzgórza zaczęła się otwierać pod kobietą, jakby chciało ją pożreć. Przerażenie i panika wdarły się do jego głowy niczym rozwścieczone stado wilków. Chciał wrzasnąć, lecz wtem kobieta odwróciła głowę i uśmiechnęła się szeroko. Błysnęły białe kły i pomarańczowe oczy, księżyc błysnął oślepiająco i wszystko zniknęło w jednej sekundzie.

DSC_7581_b_blog

Obudził się ledwo łapiąc oddech, cały spocony. Rozejrzał się po swoim pokoju, odetchnął głęboko, uspokoił skołatane nerwy. Zerknął na zegarek, była już dwunasta. No to nieźle sobie pospał. Usiadł na łóżku, schował twarz w dłoniach i z ulgą stwierdził, że przecież to był tylko sen. Czuł jednak zapach… pomarańczy? Potrząsnął głową, a zapach zniknął. Wydawało mi się, pomyślał i wstał z łóżka. Czas najwyższy się ogarnąć, mruknął pod nosem w drodze do łazienki. Wtedy jeszcze nie zauważył spodenek, t-shirtu i ubrudzonych butów leżących po drugiej stronie łóżka.

DSC01857_b_blog

Tym o to przydługim wstępem chciałem przedstawić Wam jak wgląda etykieta tego piwa. Moim zdaniem jest Z A J E B I S T A! Na zdjęciach oczywiście możecie się jej przyjrzeć dokładniej i sami oceńcie, ale na mnie zrobiła wrażenie. Mysterious Orange IPA to Orange New England IPA, o ekstrakcie 15 stopni plato i  6,9% objętości alkoholu. Jako dodatku użyto soku i skórki czerwonej pomarańczy. Piwo natomiast ma kolor ciemnego bursztynu, a zdobi je biały owal drobnopęcherzykowej piany. Niewielki, ale jednak 🙂

1DSC_7578_b_blog

Aromat to przede wszystkim właśnie pomarańcze. Zrobił na mnie takie samo wrażenie jak etykieta, bo po otwarciu butelki buchnął mocą tego owocu tak bardzo, że można by nawet początkowo stwierdzić, że to nie jest piwo. Później jednak pomarańcza troszkę się odsuwa i daje dojść do głosu aromatom cytrusowym pochodzącym od chmielu i lekko wyczuwalnej słodowości. Jest bardzo orzeźwiająco i trochę słodko. Bardzo przyjemnie.

DSC01856_b_blog

Aromat dość wyraźnie podkreśla nazwę tego piwa oraz jego styl. Co jednak ze smakiem? Nie powiem, oczekiwania urosły mocno po pierwszych niuchach. Piwo jest średnio-pełne, nadal orzeźwiające jednak jest tu nieco mniej pomarańczy niż w aromacie, chociaż wciąż jest jej sporo. Wyraźniejszy natomiast jest chmiel, głownie objawiając się jako inne owoce cytrusowe. Jest intensywnie i dość gładko, goryczka też jest niewielka, więc chyba w New England IPA się wpisuje 🙂 Pod koniec gdzieś tam majaczy alkohol, ale nie przeszkadza.

DSC_7571_b_blog

Jak widzicie jest to bardzo dobre piwo, nie wiem czy na pewno całkowicie oddające charakterystykę stylu NE IPA, ale na pewno jest to kawał porządnego piwnego rzemiosła. Dla mnie bardzo spoko, na pewno powtórzę, a Wam polecam spróbować 🙂

 

Mam dla Was coś idealnego na majówkę… i nie tylko. Przed Wami Sankofa z Browaru Biały Kruk!

Sankofa – Browar Biały Kruk

DSCN0684_b (Kopiowanie)

Jeżeli czytaliście moją recenzję Nosferatu od Radugi, to pewnie domyślacie się, że bardzo lubię piwa w stylu Black IPA. Tym większa była moja radość kiedy Browar Biały Kruk zaproponował mi, że podeśle na spróbowanie buteleczkę ich Black IPA – Sankofa. W dodatku po ich bardzo dobrym Stoucie Send A Raven, Sankofa również była na liście piw do spróbowania. No i stało się, spróbowałem ;D

DSCN0677_b (Kopiowanie)

Sankofa ma 17 °Blg, 6,7 % objętości alkoholu i sześć kropek na osiem IBU… czyli całkiem sporo 😊 Do uwarzenia tego piwa użyto słodów Pale Ale, Pszenicznego, Wiedeńskiego, Prażonej pszenicy oraz Carafa III Special. Chmielone jest amerykańskimi odmianami – Chinook i Mosaic, a do fermentacji użyte zostały drożdże US-05.

DSC01216_b (Kopiowanie)

Piwo zapakowane jest w butelkę o pojemności 500 ml, na której jest bardzo fajna etykieta. Granatowa, z wizerunkiem białego kruka i bardzo fajnym, geometrycznym przedstawieniem parametrów. Znajdziecie tam też krótką morską opowieść która po części opisuje co Sankofa oznacza. Samo piwo natomiast jest bardzo ciemno-brązowe, raczej mętne, a w większej szklance nawet czarne. Całość dopełnia ładna, beżowa, drobnopęcherzykowa pianka, która utrzymuje się do końca.

DSC01266_b (Kopiowanie)

No to czas otworzyć butelkę… i tu spotkało mnie niezłe zaskoczenie, bo pierwsze co poczułem zaraz po otwarciu to przede wszystkim kawa, czekolada i bardzo wyraźny zapach przypieczonej skórki od chleba. Bardzo przyjemnie, jednak bardziej jak stout. Moja konsternacja nie trwała długo, bo zaraz do głosu, a właściwie do nosa, doszły aromaty zdecydowanie chmielowe 😀 Dało się wyczuć lekką ziemistość, trochę chmielowej ziołowości i mnóstwo cytrusów. Kawa i czekolada spadły na dalszy plan i stworzyły bardzo fajne tło dla chmielu.

DSCN0661_b (Kopiowanie)

Smak natomiast od samego początku nie pozostawia żadnych wątpliwości – mamy tu do czynienia z konkretnym Black India Pale Ale. Pierwsze skrzypce gra chmiel i nuty palone. Jest tu dużo cytrusów, trochę takiej trawiastości, ziołowości, a to wszystko podparte porządną dawką paloności, podpieczonego spodu od ciasta, skórki od chleba. No i jest też gorzko… oj, bardzo gorzko, ale według mnie w Black IPA tak właśnie powinno być. W tle natomiast majaczy kawa i czekolada, które nadają temu piwu fajnej gładkości i podbijają odczucie pełni. Przy tym wszystkim jest to bardzo pijalne i dobrze zbalansowane piwo.

DSCN0666_b (Kopiowanie)

Jeżeli nie macie pomysłu co zabrać ze sobą na majówkę, albo macie ich aż za dużo, to sięgnijcie po Sankofę – gwarantuję Wam, że sprawdzi się bardzo dobrze zarówno w pełnym słońcu na leżaku jak i w zimniejsze wieczory do grilla, czy przy ognisku 😉

 

Jak sok z yuzu może wpłynąć na RISa? Chłopaki z Brokreacji i J.D. Overdrive postanowili się o tym przekonać i uwarzyli Wendigo, a ja go spróbowałem!

Wendigo – Brokreacja & J.D. Overdrive

DSC01062_b (Kopiowanie)

W końcu zrobiło się ładnie i ciepło, więc można sieknąć…  RISa z yuzu! 🙂

Tak jest – ciemne, wyraziste i mocne piwo z dodatkiem tego orientalnego owocu. Czy to w ogóle może się udać? Czy tak odmienne smaki i aromaty mogą stworzyć jedną, sensowną całość? Trzeba się przekonać!

DSC01042_b (Kopiowanie)

Wendigo uwarzył Browar Brokreacja we współpracy z zespołem J.D. Overdrive z okazji wydania ich nowej płyty „Wendigo” (propsy!). Jest to RIS o całkiem niezłym ekstrakcie 24 Plato i konkretnej mocy – 10% obj. alkoholu. Przy tym wszystkim mamy tu 100 IBU. Patrząc na te parametry można spodziewać się całkiem ciężkiego zawodnika, a zapakowany jest ten zawodnik w małą butelkę o pojemności 330 ml i w kartonik. Zarówno na etykiecie jak i na kartoniku jest bardzo fajnie zrobiona ilustracja przedstawiająca właśnie Wendigo. Piwo natomiast jest czarne, a zdobi je beżowa piana, która z początku jest dość obfita, jednak po chwili redukuje się do malutkiego okręgu.

DSC01203_b (Kopiowanie)

No to najlepsze przede mną… trochę się bałem, bo to jednak Wendigo, a z potworami to w końcu nie przelewki. W dodatku ten mocarz ma w sobie sok z yuzu. Pierwszy niuch i… o żesz Ty! Ciężko mi to wszystko ułożyć jakoś sensownie, bo w nocha uderzyły mnie tak różne aromaty, że to szok 😀 Najpierw bardzo ciekawa i zdecydowanie inna niż chmielowa cytrusowość z yuzu i lekka owocowa kwaskowość. Zaraz za tym wpada czekolada, ciasto czekoladowe, przypalony spód od ciasta i skórka od chleba, a na koniec trochę kawy. Alkohol jest bardzo dobrze ukryty, więc jego akurat w ogóle nie czuć.

DSC01054_b (Kopiowanie)

Aromaty nieźle namieszały, więc jak tam w smaku? W smaku znów yuzu wchodzi fest! Jest w związku z tym bardzo cytrusuowo-owocowo. Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż jest RIS i to nie byle jaki. Paloności jest tu mnóstwo, dużo przypalonego spodu od ciasta, dużo skórki od ciemnego chleba, a do tego jest bardzo gorzko – oj to lubię 😉 Mamy tu również dość wyraźną czekoladę, ciasto czekoladowe i kawę, chociaż raczej słodko nie jest. Alkoholu również w smaku nie wyczułem.

DSC01061_b (Kopiowanie)

Bardzo dużo różnych rzeczy się w tym piwie dzieje. No bo z jednej strony mamy gorzkiego i mocno palonego RISa, a z drugiej strony jest to yuzu , które nadaje takiej orzeźwiającej, kwaskowatej nuty i to nuty bardzo wyraźnej. Trochę przez to wydaje się mniej pełne i według mnie przydałoby się tam może odrobinę więcej słodyczy, ciała. Poza tym jednak to jest mega interesujące i bardzo dobre piwko, którego na pewno warto spróbować, bo gwarantuje Wam, że takiego połączenia smaków i aromatów na co dzień nie spotkacie 😉

Starcie dwóch mocarzy od Browaru Rzemieślniczego Jan Olbracht – Imperialny Stout i Imperialny Porter

Imperial Stout i Imperial Porter – Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy

DSC_6403_b (Kopiowanie)

Jakoś tak na początku marca Olbracht wypuścił dwa mocarze na rynek – Imperialny Stout i Imperialny Porter. Dobra okazja, żeby przekonać się który imperialny styl bardziej wolicie 😉 Ja postanowiłem to sprawdzić i na rezultaty zapraszam Was dalej 😊

Oba piwa mają takie same parametry czyli 24⁰ Ekstraktu i 9,5 % alkoholu – no całkiem nieźle, całkiem nieźle, zapowiada się ciekawa potyczka. W wyglądzie w zasadzie się nie różnią – czarne, z brązową, drobno i średnio pęcherzykową pianką, która dość szybko po nalaniu redukuje się do małego okręgu.

To co, zaczynamy? Nie ma na co czekać – lecimy ze Stoutem.

Aromat jest przyjemny i dość intensywny. Na pierwszym planie czekolada deserowa i kawa, trochę jakby czekoladowych cukierków, ale mimo wszystko niezbyt słodko. Zaraz za tym ogromem czekolady i kawy, mamy bardzo wyraźną i fajną paloność, skórkę od ciemnego chleba, a alkoholu nie czuć w ogóle.

DSC_6414_b (Kopiowanie)

W Porterze na początku jest trochę podobnie bo pierwsze co bucha ze szkła to czekolada i to dużo, kawy natomiast nie zauważyłem, za to pojawiają się… pistacje, orzechy, może trochę migdały no i jest pumpernikiel. Generalnie aromat nieco bardziej słodki niż w Imperialnym Stoucie, trochę taki ciasteczkowy i tu również nie ma alkoholu. Dało się znaleźć nieco przypieczonej skórki od chleba, ale to z kolei jest chyba standard przy wersjach imperialnych.

DSC_6413_b (Kopiowanie)

A jak tam ze smakiem?

Imperialny Stout wali od razu w ryj. Bierzesz łyka i dostajesz w czapę mocarną piąchą goryczki! Jak już się ockniesz po takim ciosie to jest szansa wyczuć oczywiście gorzką czekoladę i kawkę, bo tych jest tu też sporo. Jest to piwo raczej wytrawne, a alkohol lekko grzeje przełyk. Całość mogłaby być pełniejsza, chociaż ilość goryczy jakoś ten lekki brak maskuje. Generalnie piwo z charakterem, raczej do sączenia niż do wywalenia na raz.

DSC_6423_b (Kopiowanie)

Imperialny Porter natomiast jest nieco bardziej stonowany. Przede wszystkim da się odczuć bardzo dużo czekolady, czekoladowych cukierków, kukułek, czekoladowych ciastek, pralin itp. Moc czekolady po prostu no i raczej takiej słodszej. Przez to właśnie wydaje się bardziej pełne, ale na szczęście nie jest za słodkie, nie jest mdlące, jest zdecydowanie gładkie, a i goryczka jest zauważalna i fajnie kontruje resztę, aczkolwiek dla mnie mogłaby być nieco większa. Alkohol również grzeje przełyk, ale tak w sam raz.

DSC_6422_b (Kopiowanie)

Werdykt? No ciężka sprawa – moim zdaniem Imperialnemu Stoutowi przydałoby się trochę więcej pełni, natomiast Imperialnemu Porterowi może trochę więcej goryczki? Tylko tak na dobrą sprawę, po co się rozdrabniać? Bierzcie oba bo to są naprawdę porządne piwerka! 😀